Jestem. Po prawie miesiącu nieobecności wróciłam. Na chwilę, bo czeka mnie nadrabianie zaległości z pracą licencjacką, ale jestem.
Męczyłam się z potęęężną grypą, która właściwie do końca jeszcze nie przeszła.
Uwielbiam mojego mężczyznę, ale moment, w którym wsiada do autobusu, żeby pojechać na dworzec, jest jednym z najmniej przyjemnych. Powoli moje żyły wypełnia uczucie bezradności i samotności.
Wracam do moich ukochanych czterech poznańskich ścian i siadam do biurka.
Witaj moja codzienności, męcząca mnie Jego nieobecnością!
Jednak wiem, że to wszystko jest dla nas, dla naszej przyszłości.
Jesteśmy od siebie odzdzieleni kilometrami, uczymy się i pracujemy,
żeby po tym wszystkim było coś naszego wspólnego, własnego,
żeby stworzyć nasz osobny mały świat pełen szczęścia i rodzinnego ciepła.
Wiem, że nie zabraknie mi przy nim niczego. Jest najbardziej troskliwą istotą na Ziemi i nadal mnie zaskakuje.
Po takim czasie! Kiedy 8 marca przyjechał do mnie z Wrocławia o 22:30, nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
Gdzie on o tej porze znalazł różę, i to tak piękną? I w dodatku zdążył mi już kupić moje ulubione lody!
Rozpieszcza mnie i tuczy tymi pysznościami.
Moje życie przy Nim nabiera najpiękniejszych barw świata...