No. Tosmy przezyli sylwestra. Jakos. Czesc pierwsza, oficjalna, naznaczona wiadrami, vodka, piwem, winem od dabka i szampankiem wprawila mnie w bdb humor, jednoczesnie nie powodujac w mym szanownym organizmie zadnych skutkow ubocznych w stylu "kac". Bylo kilka ciekawych rozmow itd itp i sranie w banie xD
Drugi dzien (tak, sylwester ma to do siebie ze trwa kilka dni, czasem i tygodni) odznaczyl sie znacnie mniejsza rozmaitoscia alkoholi. I znacznie wiekszym kacem, ktory to teraz wciaz i wciaz mi przypomina ze mamy nowy rok.
No, wlasnie, nowy rok. Mamy nowy rok. WIelkie mi halo. Nic sie nie zmieni, tzn. zmieniac sie bedzie wszystko.