Pamiętasz, jak obiecałam Ci, że się nie poddam?
Jak obiecałam walczyć, nawet jeśli nie będzie Cię tutaj?
Jak mówiłam, że jestem silna i wytrzymam? Kłamałam. Jestem nikim. nędznym skrawkiem człowieka wyniszczonego przez setki wspomnień, z mnóstwem ran zadawanych na przestrzeni lat. Nie dałam rady. Wcale się nie trzymam. Na dobrą sprawę nie potrafię pójść nawet na Twój grób. Ja to wszystko oddalam
od siebie, bo jeszcze, mimo dziewięciu minionych lat, nadal nie wierzę, że już nigdy Cię tu nie będzie. Zamykam oczy, gdy przez przypadek wpadnie mi w ręce Twoje zdjęcie. Odkładam je najgłębiej jak tylko można, by nie patrzeć, by nie wbijać sobie kolejnego sztyletu, w to podziurawione dość mocno serce. Umieram, każdego dnia na nowo - bo bez Ciebie, bez Twojego wsparcia i bez Twojej dłoni, która miała prowadzić mnie przez całe życie - nie ma mnie.
Po prostu nie istnieję.
Jestem typem dziewczyny, która dusi wszystko w sobie,
ale nie prosi o pomoc, bo liczy na to, że oczy powiedzą wszystko.
Niesamowite, poznać kogoś, kto po jednym spojrzeniu w Twoje oczy widzi, że z trudem powstrzymujesz się by nie zacząć płakać. Osoba, która widzi jak ogromny smutek ukrywa się za tym pozornie radosnym uśmiechem, który nie odbija się w oczach. A przecież to oczy są zwierciadłem duszy, właśnie po nich najłatwiej rozszyfrować emocje.
Zadziwiające jak osoba, którą znasz ledwo parę miesięcy staje Ci się bliższa niż ktoś kogo znasz parę lat, jak szybko staje się ważną częścią Twojego życia i już nie wyobrażasz sobie, że mogłoby jej w nim zabraknąć.