if you were me, you'd do the same,
'cause i can't take anymore,
i'll tear the shades and close the door,
everything's not alright and i would rather...
7 days clean.
wiele się zmieniło, żeby nie powiedzieć...wszystko. nic nie jest trwałe, tak samo jak nic nie jest pewne. całe życie to ciągłe stawanie na głowie, dawanie z siebie wszystkiego, walka do utraty tchu. bo w końcu nadchodzi ten dzień, kiedy naprawdę go tracisz, pomimo tego, że nie widzisz ż a d n y ch rezultatów. ile można walczyć? czy jest jakaś reguła, która mówi, że jest określony czas walki? czy to, że się poddasz i nie widzisz sensu zadnej walki oznacza, że jesteś słaby? przecież walczyłeś tak długo. co z tego, że bezskutecznie. walczyłeś. co robić, kiedy nachodzi dzień w którym uświadamiasz sobie, że oddychasz tylko dlatego, że inni tego potrzebują? przestać? ciągnąć to dalej? kto z tego ma satysfakcję, a kto się z tym męczy? czy musimy robić zawsze wszystko tak, żeby nie zranić innych? co jeśli mam inne marzenia? oh, bo czasem ma się absurdalne marzenia.
and as the sun went down we ended up on the ground