Poprzedni wpis to jedno wielkie Prima Aprilis! A nie to tłusty czwartek był... Whatever. Wyjaśniłam sytuację z moim nieosiągalnym ciachem. Przeprosił następnego dnia za swoje pijackie głupoty, a ja przyjęłam jego przeprosiny tłumacząc, że tak naprawdę poprawił mi humor i miło mi było się z nim podroczyć i trochę pozbijać. W odpowiedzi dostałam wiele komplementów wywyższających mój intelekt i łechtających moje kobiece ego?(serio jest coś takiego jak damskie ego?) oraz pocieszenie, że jestem super mądrą kumpelą(tak, właśnie o to mi chodziło:)) i nie dałam się podpuścić. No ba! (Nie musi wiedzieć, że w myślach planowałam już wspólny dziki wypad na "jakieś piękne Bahamy"). Także tego... Tłusty czwartek był naprawdę tłusty i zmusił mnie do refleksji i ustanowienia w końcu noworocznych postanowień. Tłusty czwartek był tak tłusty... jak ja:) Spojrzałam w końcu krytycznym okiem na swoją obecną sylwetkę i stwierdziłam, że czas coś z tym zrobić! Lato za pasem, grile u M... Trzeba uwolnić orkę i wypuścić z powrotem do morza! Zamówiłam juz pierwsze kosmetyki do pielęgnacji ciała, a jutro wybieram się do Bella Line w poszukiwaniu wspomagającego treningu? Chyba zacznę jednak od masażu... Tak czy owak podejmuję życiowe wyzwanie! Życzcie mi wytrwałości! Ale najpierw jeszcze zjem dwa ostatnie pączki... <3 Miłego wieczoru M;*