Pod tą lokomotywę o okrągłym pysku za któą obłe wagony płyną
bez kłębów pary, bez latarni błysku, bez snopu iskier i bez boków tłustych
nie warto skakać, Anno karenino...
Choć za pociągiem śniezna chmura pyłu i kolejowe mosty jak dawniej nad torem
a szlaban samobójcom tarasuje przejście, ty Anno Karenino inną wybierz porę
i inne, Anno Karenino, wybierz sobie miejsce...
Tu ostatniego nie wypalisz papierosa, tu wszyscy dobrze wiedzą gdzie się jechać godzi,
dlatego nie ten bedzie chłodny wiatr we włosach i nie ten śmiercią twoją
rażony przechodzień...
Gdzie w plastikowym kubku rozpuszczalna kawa, gdzie semafor zarasta szarą szronu sierścią,
to, Anno Karenino, dziwna jest zabawa, nie szkodzi, że jak zawsze zakończy się śmiercią...
Jeśli umierać, Anno, jeśli - w wielkim stylu, gdzie jeszcze w takiej śmierci jest groza i patos,
bez tanich dekoracji, słów jak z wodewilu gdy hollywoodzką maskę odrzuci Tanatos...
I wtedy do tej łodzi - chłodny pieniądz w ustach - wejść można po krwi własnej czerwonym dywanie rozpostartym na torach, co w nieznane płyną.
Jeśli wierzysz - do piekła, jeśli nie - w otchłanie. Ale tylko tak, Anno, Anno Karenino...
luty, 2009