i jak stoję nad dużym kartonowym pudełkiem, do którego pomału wrzucam rzeczy, które będę musiała zabrać ze sobą podczas przeprowadzki do niemiec to czuję się automatycznie taka... "samotna". podróż życia; to na pewno, jednak chyba co wieczór będę musiała przechodzić przez skejpowy kabel do mamy. chociaż na pięć minut przed snem, żeby się przytulić, usłyszeć dobre słowo i mogę wracać z powrotem...
tak w ogóle doszłam do wniosku, że ten fotoblog zrobił się już takim seryjnym spowiednikiem, a przynajmniej klęcznikiem w kościele, któremu trzeba chyba zmienić adres. kocham wasze komentarze i to, że poświęcacie uwagę temu co piszę, jednak podzielę się z nielicznymi. babcia już nie czyta, mama boi się czytać, więc zrobię z tego typowo internetową stronkę. odległą od namacalności. ale to jeszcze trochę.