Rozmazany Shinoda zapodaje Burn It Now. Kurcze taka refleksja mnie naszła po wczorajszym koncercie Linkin Park (4 juz w mojej karierze fana). Pamietam czasy gimnazjum gdy z utęsknieniem czekałem na koncert linkin park w Polsce. Najpierw było wielkie uff bo w 2004 roku jeszcze do Polski nie zawitali, wiec miałem okazje byc jeszcze na pierwszym w historii koncercie linkin park w Polsce. A teraz jestem juz po 4. Najstarsze kawałki na zawsze chyba beda sie mi kojarzyć z moimi szalonymi czasami gimnazjum, z tym jakie i jak intensywne emocje człowiek przeżywał mając w tle taki Pushing me Away (nie było akurat na koncercie) czy Faint (był akurat). To czasy gimnazjum. Potem przyszła Minutes To Midnight (według mnie najlepsza ich płyta) i z nią znow mam wspomnienia i ogromny sentyment. Tym razem miłosno-Licealny. Następne płyty po prostu mi sie juz tylko podobały (czekałem np na Castle Of Glass), ale emocji większych nie mam z nimi. Moj gust juz w liceum zaczal wędrować po rożnych zakamarkach i nadal sie rozwija. Ale to dzieki spółce z Los Angeles w ogole zawdzięczam zainteresowanie muzyka w ogole. W pewien sposob jestem im wdzięczny. Choćby mieli grać najgorsze gowno w knajpie za wejściówkę 20 złotych to pójdę i bede sie dobrze bawił. W koncu to moi pierwsi nauczyciele muzyczni. No a jutro do pracy we Wrocławiu spowrotem ;)