Witajcie !
Wszystko zaczęło się 17.05.2015r. o godzinie 5:50. Poszłam do toalety, wzięłam wodę i chciałam się położyć. Poczułam, że coś jest nie tak, coś zaczęło lecieć mi po nogach. W pierwszym momencie, choć to głupie pomyślałam że się posikałam. W jednym momencie usiadłam na łóżku i każda próba wstania to kolejny chlust po nogach. Wtedy już wiedziałam ... ODESZŁY MI WODY.
Szybko chwyciłam za telefon, zadzwoniłam do męża. Jego reakcja bezcenna : " o ku***, już jadę. Tylko bez paniki ! ". W 6 minut był w domu, zadzwoniliśmy na pogotowie (mama poradziła mi, żebym na własne ryzyko się nie wybierała do szpitala), byli w miarę szybko. Już w karetce czułam, że mam małe skurcze, parcie w dole brzucha szybko nabierało na sile.
Oczywiście w szpitalu mnóstwo papierkowej pisaniny, myślałam że nie wyrobię. Trafiłam na porodówke, skurcze były w miarę, rozwarcie na 1,5 palca. Lekarz podał lek by przygotować dzieciom płuca, powiedział że do obiadu muszę wytrzymać (było koło 8). Byłam przerażona czując jak skurcze nabierają na sile, gdzie tam do obiadu !
Jednak...chłopakom się tak śpieszyło, że nie dotrwałam do obiadu. Za 30 minut miałam już rozwarcie na 3 palce, szybka decyzja, jedziemy na blok operacyjny. Chwila moment leżałam już znieczulona.
9:39 Ksawery przyszedł na świat (waga 2100), 9:40 Tymoteusz (waga 2400). Później pamiętam tylko tyle, że pokazali mi ich na chwilkę i urwał mi się film.
Chłopcy z racji tego, że przyszli na świat miesiąc przed terminem trafili na oddział intensywnej terapii. Tymek miał początkowo 7 punktów, potem 8 i 9. Ksawery 10. Tymoteusz wymagał by podłączono mu tlen, Ksawciu miał bezdech ale obyło się bez tlenu. Ogólnie chłopcy leżeli 11 dni w szpitalu, mnie wypuścili po 5, ale jeździłam do chłopców tyle ile tylko chciałam. Pobyt w szpitalu nie należał do miłych, ale nie będę tego komentować, powiem tylko tyle, że ryczałam całe dnie nie mogąc przytulić swoich dzieci ani nawet dotknąć!
Teraz mam w domu tylko Ksawcia, Tymuś wymagał kontroli kardiologicznej i wzieli mi go znowu na oddział. Obydwoje chłopcy mają pozostałości po życiu płodowym i muszą troszkę jeszcze się rozwinąć tyle że tutaj a nie w brzuszku. Jestem dobrej myśli !
W poniedziałek jedziemy tylko do szpitala do okulisty i znowu będziemy w domku w czwórkę !
Podsumowując, jest co robić, ale nie ma najgorzej. Pierwsze dni kiedy miałam chłopców w domu nabawiłam się zapalenia piersi i musiał się Nimi zająć mąż, w dodatku mną bo leżałam z 40stopniową gorączką. Teraz już doszłam do siebie. Czekamy na poniedziałek i będziemy dalej cieszyć się sobą, spacerować i mam nadzieję, że wreszcie skończymy Nasze szpitalne przygody.
Potem już tylko kontrole słuchu, bioderek, usg głowy, kardiolog i będzie dobrze.
Kiedyś jeszcze tu zajrzę, uciekam bo Ksawciu jedzonka się domaga :)
Dziękujemy za wszystkie gratulacje, komentarze itd ! Przepraszam, że nie odpisuję ani nie odwiedzam ale to naprawdę mega wyzwanie ! Postaram się nadrobić, tylko nie wiem jak. Ściskam Was goraco !
Inni zdjęcia: Taki mój KOCI PIERŚCIONEK xavekittyxZakopane. paulsa34Na pohybel Ukrainie bluebird11... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24