Strumienie czarnych łez,
Przykrej nostalgii nadszedł czas.
Znów puste serce mam,
A smutek niszczy mnie.
Żadne słowa nie wyrażą uczuć mych,
Bo mój wewnętrzny ból tylko powiększa się.
(przyszły fandub)
No i koniec.
Już nigdy o sobie nie powiem, że jestem egoistką. Wręcz kurwa przeciwnie. Jak zwykle myślę o innych, o ich uczuciach, o ich opiniach, zważam czy to im jest wygodnie... nigdy nie zwracam uwagi na siebie. A potem siedzę w pustym pokoju jak ta cipa i wypłakuję oczy w poduszkę. "Bo on/-a by wolał/-a tak, a nie inaczej." Ale co by nie powiedzieć, to najdziwniejsze rozstanie jakie kiedykolwiek widziałam. Nawet w komediach romantycznych są bardziej dramatyczne. Spacer pod nocnym niebem, siedzenie na trzepaku, żarty, uśmiechy, łzy poprzez śmiech zmieszany z żalem za utratą, przytulasy i całusy w policzki na zakończenie. Poczułam się naprawdę niesamowicie. I dziękuję mu za to. Publicznie samozwańczy "attention whore". Prywatnie, to najwspanialszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek udało mi się poznać. Po wieki będę zazdrościć jego wybrance. Także już nigdy nie wpakuję się w związek na odległość, bo przez nią miłość gaśnie. Straszliwie. Na pewno nie żałuję ostatnich czterech miesięcy, było po prostu wspaniale. Póki co wspomnienia bolą, ale z czasem na szczęście ból minie. Kocham go, ale na inny sposób niż wcześniej. A na świecie nie istnieją happy end'y. Mimo to niezmiernie dziękuję. I zdrowiej mi tam.