Działo się ostatnio, oj działo... Byłam sobie w Cieszynie i tego samego dnia skoczyłam jeszcze do UG, żeby coś wysłać przez Internety. Wysłałam, chcę wychodzić, patrzę przez okno a tam ściana deszczu. I grzmi. Przed chwilą świeciło słońceNie chciałam się spóźnić na busa, więc poszłam w ten deszcz. W kilka chwil byłam mokra, a jakby tego było mało grzmiało coraz bardziej. Byłam może w połowie drogi i nagle JAK NIE RĄBNIE
Aaaaaa, byłam przekonana, że to tuż nad moją głową
Jakoś udało mi się dotrzeć do przystanku a tam stwierdziłam, że nie będę czekać na busa, tylko wezmę stopa. Udało się po kilku razach i dojechałam do Rudnika. Po wyjściu z auta rozwaliłam sobie buta. Co za podróż z przygodami
Mocnych wrażeń ciąg dalszy nastąpił następnego dnia. Zaginęła jakaś babka z Kończyc i gdy jej szukali w całej okolicy, znależli w lesie w Rudniku wisielca. Z tego co mi wiadomo, wisiał tam od ok. 10 dni. Fuuu, ależ musiał śmierdzieć A babkę też znaleźli, tyle że w szambie obok jej domu. Syn-ćpun ją tam prawdopodobnie wrzucił. Jak jakiś horror. dawno takich rzeczy u nas nie było. Ma-sa-kra. Co się robi z tym światem
Z pozytywnych rzeczy: oglądam powtórki odcinków Master Chefa, czytam genialną książkę W. Cejrowskiego Wyspa na prerii, robię memy na kompie. Ogólnie spoko, tylko trochę nuda.
Dziękuję za uwagę