Zmęczyłam się. I jestem zmęczona zmęczeniem. Poza tym jestem zmęczona tym, że w związku z tym, że jestem zmęczona znajdują się tacy, co namawiają do powrotu. Nie pomaga. Nie wrócę od razu. Męczy jeszcze bardziej.
Szukam nowego towarzystwa. Bez skutku. Jak wpadam do starego, to jest to towarzystwo złe.
W końcu jak dotrę do najbliższych mi tu i najcenniejszych, to mam wrażenie, że ich nie doceniam.
Durna.
Mam ochotę ze wszystkimi porozmawiać, opowiedzieć i przytulić. U fryzjera byłam i prawie ryczałam, bo ktoś się mną wreszcie zajmował. A to strasznie głupio mieć mokre oczy u fryzjera, bo się może przestraszyć, że źle tnie.
Mam sąsiada ze szczeniakiem, biały, kudłaty i wyrośnie z tego średniej wielkości krowa. I ja sąsiadowi "Bążur", a do szczeniaka, jak szczeniak do szczeniaka. Głupio mi tak przy wszystkich płakać i do wszystkich machać ogonem.
Wytropiłyśmy ze współlokatorką kolejne zło tego świata. Ktoś przedwczoraj zasugerował mi, że rozpuściłam plotkę. Taka sytuacja przydarza mi się trzecia raz w życiu (o innych razach nie wiem). Bo ja mam dużo znajomych, wiele osób mnie rozpoznaje. Niewiele pamięta. Jeszcze mniej zna na tyle, żeby w danym towarzystwie powiedzieć: "Nie, to nie ona."
...
A jak ktoś mnie zaczyna pocieszać i wmawiać, że wokół jest tęcza, to się rozklejam. Protestuję i nie mogę złapać oddechu. I wiem, że "wkraczam do świata pracy i dorosłych" i jedyne co mogę, to zaakceptować. Zmęczenie jest złe. Pocieszanie mnie jest złym planem. Chcę wakacji. Tygodnia chociaż.
I jeszcze włosy mi się strasznie elektryzują.