Zastanawiam się, czy aby nie wszystko co chciałem tutaj na blogu napisać zostało już napisane. Nie byłoby sensu pisać kilka razy o tym samym.
Czy nie było tak, że niejednokrotnie zastanawialiśmy się nad wieloma rzeczami, nad sensem tej czy innej sprawy i potem... Wszystko jakby wraca do początku? Czyli donikąd? Czy nie jest aby tak, że obiecujemy sobie, że zaczniemy coś od jutra, za tydzień, nigdy...? Śmierć nie jest najgorsza. Najgorsze jest patrzenie jak śmierć goni czyjeś życie i nie można z tym nic zrobić. Codziennie wstawanie z myślą ile czasu zostało. Oczekiwanie na cud, który może nie nadejść. Drodzy przyjaciele.
Wszystko się zmienia, wszyscy się zmieniamy. Zmieniamy się bardzo szybko, gwałtownie, czasem totalnie bez sensu. A świat... Świat ma to gdzieś, bo ma ważniejszy rzeczy do roboty... Wojny i biznesy, gdzie dla nas małych ludzi nie ma miejsca. Wystarczy wirus i wszyscy panikujemy - można nami kontrolować jak kukłami. Kim my jesteśmy na tym świecie jeśli nie małym płomykiem, którego trwanie zależy od kilku decyzji innych ludzi? Bezmyślnie sterowani w imię idei kilku bogatych ludzi, o których istnieniu wcale nie musimy wiedzieć?
Kiedy zatem zacząć? Od jutra? Pojutrze? Ostatnia czekoladka, ostatni raz? Przecież raz, to nie grzech? Przecież dzisiaj jeszcze można, a jutro się pomyśli... Solidny i prawdziwy start zaczyna się w głowie. Ciało w stosunku do głowy, umysłu jest niczym. Podlega umysłowi. Siła nie zastąpi bezmyślności.
I to wszyscy już pewnie wiemy, powtarzać się można tysiąc razy. Tylko co z tego, większość ludzi i tak nie żyje naprawdę. Przyjść z pracy, usiąść i nic więcej się nie wydarza oprócz weekendu, który i tak może być słabo pamiętamy w poniedziałek. Więc może tu i teraz? Nie jutro tylko już?
Zacznijmy od pościelenia łóżka rano. Pierwszy krok wymusi następny i następny. Codziennie coś. Coś dla kogoś innego, nie tylko dla siebie. Coś dla choćby małego ptaszka co przylatuje dziennie na trawnik, lub cokolwiek. Mamy w sobie coś więcej niż nic. Mamy siebie nawzajem. I to jest nasza siła.
Od niedawna działam w fundacji mojego dobrego kolegi. Odkąd tam jestem dostaje zdjęcia i wiadomości od rodziców naszych podopiecznych dzieci. Dostajemy mnóstwo zdjęć wesołych i energicznych dzieciaków, co daje takiego kopa! Tak się gęba potrafi uśmiać jak się widzi tych urwisów! Jest to jakiś czynnik do zmian. Każdy ma jakiś inny czynnik do zmian, czas znaleźć swój! Jest też ciemniejsza strona medalu, przeważnie te dzieci cierpią. Z bólu, z niezrozumienia, z chęci bycia zdrowym tak po prostu. Gdyby nie choroba, nie poznałbym ich, ale zaryzykowałbym, dałbym wszystko - byleby były zdrowe. To moi mali bohaterowie. Nie mają nic, a dają o wiele więcej niż my na co dzień. Jaki ten świat jest popierzony...
No to jak będzie? Nie widzę innej opcji, niż zacząć tu i teraz, nie szukać ciągle wymówek byleby nie zacząć czegoś nowego, lub na nowo. Siła jest w was. Wy jesteście siłą.
Dziękuje również za każdy odzew po ostatnim wpisie, choć wiem - chaotyczny.
Dzięki mocno! Bądźcie zdrów w ten okropny czas, ale i bądźcie blisko tych, z którymi bez tej pandemii kontaktu było mniej! Trzymajcie się ciepło!