Tak się kończy nocna jazda osiedlowych drajwerów ;D Dawno temu.
Edycja i kiepska bo kiepska ale wersja Polska.
___
LIST PIERWSZY
Dymam. Chleję. To chyba po całości czyni mnie pisarzem. Sto procent z pisarza uwalnia samo pisanie - ale umówmy się, że przychodzi to specyficznie, i trudno. Kłamiemy każdego dnia, okłamujemy siebie, ale nie umiemy przelać słów na papier. Prawda, kłamstwo - o żadnym nie jest trudno mówić, za to wybitnie trudno je z siebie wydobyć na kartkę. W szczególności prawdę. Napisałem kiedyś list - może dwa, które były trudniejsze niż cokolwiek w moim życiu. A niektóre z moich dokonań były naprawdę ciężkie.
Albo każdy jest pisarzem aż do śmierci, albo nikt nim nigdy nie był. Różnica jest taka, że słowo "pisarz" idzie w parze z podobnym słowem "pieniądze". Więc jeśli zarabiasz pieniądze sprzedając swoje książki jak domokrążca, zostajesz pisarzem. Jeśli nie piszesz, by zarabiać, po prostu by podzielić się uczuciami - jesteś pozerem, i nie możesz nazwać się pisarzem. To smutne.
Ten wielki, zły świat przeraża, paraliżuje mnie. Nie ma słów jakimi mógłbym określić jak bardzo się boję. Ale nie wiedzieć czemu nigdy nie zadałem sobie pytania czemu kroczę drogami życia prężnym, zdeterminowanym krokiem. Nie czuję potrzeby biec. Ale życie ucieka mi przez palce, czuję to. Może to dlatego piszę, może to jest powodem moich wszystkich lęków. Może lęk jest powodem wszystkiego, co robimy.
Z jakiegoś powodu w życiu - ale to nie jest powód do życia - alkohol idzie ze mną w parze. Możesz twierdzić, że to przekleństwo, zły omen dla dobrej osoby. Ale zapytaj mnie, ile żył bym bez alkoholu? Niezbyt długo. Swoje krótkie życie przeżyłem dobrze, z mniejszymi i większymi wpadkami, na wyżynach i nizinach, smucąc się i ciesząc jak idiota. Ale w jakiś sposób, alkohol był uwikłany we wszystkie te zdarzenia, czając się obok mnie. I jeśli miałbym coś winić, to nie alkohol. Winiłbym siebie.
Jeśli chodzi o pieprzenie, to dość skomplikowany tok myślenia. Prawie zawsze myślę, że to będzie tylko przeżycie cielesne, nic z gatunku przeżyć duszy. I za każdym razem gubię się w tym. W jednej chwili chcę seksu z pannami obojętnymi moim uczuciom. Potem zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że naprawdę łatwiej jest by uczucia uderzyły do głowy, niż krew do fiuta. Nikogo już nie chcesz bzykać. Nikogo też nie chcesz ranić, co także ma związek z uczuciami i seksem. I pewnego razu zrozumiałem, że jest tylko jedna kobieta dla mnie, którą kocham - i to mnie właśnie wykończyło. Potępienie przez uczucia. Obdzieranie ze skóry żywcem, gdy myślę o niej. Bolesne przeżycie, gdy podrywam dziewczynę, myśląc tylko o tej jedynej. Kiedy nie chcę w końcu się pieprzyć, gdy dochodzi do sedna sprawy - pomijając nawet brak wzwodu. Po raz kolejny winię siebie, a to boli. Samotność boli.
Magiczne słowo: Plan. Nie mam planów. Nie mam schematu życia. Pokonuję dzień i walczę z nocą. Czuję się, jeśli chodzi o moje życie, naprawdę dobrze, oddany mu, jednocześnie nieco zawiedziony. Więc krążę, unoszę się na tafli wody dopóki mój okręt nie zatonie, i zaczynam szukać nowego miejsca, albo chociaż jakiejś belki której mógłbym się złapać. I tak jest cały czas. Każdego dnia staję się nową osobą, ale to kończy się z chwilą, gdy czuję tą iskierkę nadziei odległego wczorajszego dnia. Gdyby to działo się w środku dnia - pal licho. Ale to dzieje się w moich snach, chwilę przed przebudzeniem. Więc porzuciłem wszelkie obietnice lepszego jutra. Żyję dniem.
Mówiłem o "niej". O tym, że jest tą jedyną. Uczucie które powinno, ale nie może zaniknąć. Tak czy inaczej, nie mogę się łudzić, że będę z nią spowrotem, nie zobaczę znów jej pięknego uśmiechu, nie poczuję jej zapachu. To mi pomagało, było jak kamizelka ratunkowa dla tonącego marynarza. Prawda jest taka, że nieważne w jak spieprzonej sytuacji bym był, nieważne jak bym spieprzył, popełnił niewybaczalny błąd - ona była moim zbawieniem, ostatnią deską ratunku. Powiedzcie, jak mogę się czuć, kiedy nie ma żadnej możliwej opcji by pokochała mnie raz jeszcze?
Pisanie na temat miłości, kochania, bycia zakochanym jest najprostszą i jednocześnie najtrudniejszą sprawą na świecie. Każdy wzięty prosto z ulicy - złodziej, narkoman, biznesmen może powiedzieć coś o miłości. To co jest różnicą, to to uczucie gdy czytasz prawdziwą historię, i czujesz prawdziwe emocje z niej płynące. Nie tylko puste słowa opisujące zaistniałe związki chemiczne między dwiema osobami. I wtedy potrafisz zrozumieć tą miłość, nawet jeśli chodzi o miłość człowieka do samochodu.
Nie ma jakiejś genialnej myśli do kochania. Zakochujesz się, kochasz - lub udajesz, i przeżywasz życie z tą osobą - albo porzucasz tą drogę i przecierasz następną. Może poczułeś coś jak miłość. Ale żadne słowa nie przybliżą tego jak kocham ja. Każdego razu, gdy zasypiam modlę się w myślach by nie śnić, by kac zaćmił wszystkie wspomnienia. Ale o tym nie ma mowy. Każdej nocy śnię o niej, nawet w tych spędzonych pijacko. Budzę się w oczekiwaniu na karę śmierci z myślami o niej zamiast kata. Kiepski sposób na przeżycie normalnego żywota, nieprawdaż?
Zwykłe mrugnięcie oka sprawia ból. Każdego razu mózg odmawia otwierania go ponownie. Ale nadal próbuję przebić ilość złych dni tymi pięknymi sekundami, które zapamiętałem. Tymi które tak bolą, i jednocześnie pchają mnie do nieustannej walki o lepsze jutro. Muszę być naiwny. Inaczej jestem martwy.
Nawet jeśli cały świat będzie przeciwko nam, nie poddam się.
- Marek Brzóstkowski
[` Copyright by Marek Brzóstkowski 2011, wszystkie prawa zastrzeżone. Publikowanie i rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą autora]
__
Powoli zaczynam chyba wchodzić w życie, zaczynam od pracy, choć nie wierzę za bardzo w to, ale jeśli wszystko dobrze pójdzie to niedługo może i prawko się trafi. Potem tylko autko i jest nawet nawet. Będzie fajna iluzja normalnego życia ;)