Nikogo nie da się uszczęśliwić na siłę.
Człowiek chce dobrze, ale nie zawsze mu się udaje. Czasem wychodzi na głupka i kretyna, bo się za bardzo stara, a i tak skutek jest odwrotny do zamierzonego...
I co, Sylwio ? Wracamy do "starego zwyczaju" ? Ale czy potrafisz tak jeszcze... ?
Dzisiaj przebudziłam się jakoś o 9, ale nie było co robić o tej godzinie, więc posnułam się po mieszkaniu i znowu poszłam spać. Tym razem śnił mi się istny koszmar. Psychopata-kierowca autobusu zsterroryzował pasażerów. Byłam tam ja, moja rodzicielka i jakimś cudem Tosiek, mój gryzoń, którego traktuję jak człowieka, codziennie z nim "rozmawiam", któremu nie boję się mówić, że go kocham - zabawne... mój chomik usłyszał to wiele więcej razy niż ktokolwiek... Ale wracając do snu... udało mi się uciec z tego autobusu, ale została tam matka i Tosiek. Próbowała biec za autobusem i go jakoś dogonić (co ciekawe byłam boso, strasznie nogi kaleczyłam sobie...), zrobić coś, chociaż nie wiedziałam co. Sen urwał się na tym, że autobus zrobił się w oddali tak mały, jak główka od szpilki, a ja stałam. Bosa, żałosna, zapłakana. Czułam, jak się kręcę niespokojnie na łóżku. Prawie się popłakałam, ale oczy były suche.
Nie chcę więcej takich snów w których zabiera mi się nawet to, co mi zostało...
EDIT
Stwierdziłam, że przenoszę się na zwykłego bloga, także uznaję fotobloga za zamkniętego. Jeśli czujesz potrzebę dostania ode mnie linku to nic prostrzego - napisz.