" Chcialem widziec w nim potezna, wspaniala sile lub istote, jakis byt nieogarniony, nieskonczenie tajemniczy - zamiast tego serwowano mi dziwaczny i niesmieszny cyrkw swiatyniach. Skrzyzowanie jarmarku z balem przebierancow. Bog mial byc na miare tej szopki? Katastrofa. Byly tam smierdzace dymy, wypuszczane przez cudacznie odzianych facetow, nieprawdopodobne choralne ryki, wydawane przez ludzi nie majacych glosu ani sluchu, kicz, tandeta..ech, wszystko. Tylko Boga nie moglem tam znalezc. Nie bylo Go w tlumie klepiacym wyuczone formulki, nie bylo Go w blaszanej puszce z tabernakulum - slowo daje, ze nie siedzialw tym kielichu przykrytym blyszczaca pokrywka. Zdziwilbym sie gdyby tam siedzial."
"- To nawyk, przepraszam - powiedzialem - Ja przeciez wiem, ze pan wie... ze pan zna moje nazwisko.
- Skad ten szacunek? - zapytal. - Dla osoby niewierzacej jestem chyba niczym i nikim? Tyle wart, co zmurszaly swiety baobab dzikusow?
- Nieprawda - powiedzialem. _ A tak swoja droga, gdybyprzyszedl do mnie ten baobab... to tez bym go nie obrazil.
Usmiechnal sie lekko. Ja tez."
--- Feliks W. Kres opowiadanie "Zabity"
jakby mine ktos zapytal... a ostatnio sie zdaza.
pozdrawaiam i pprzepraszam jesli kogos urazilem, ale nie zmienie tago.
peace