(Berlin; lubię to zdjęcie, śpiacego Mariana i ten wzrok Maryśki)
Brawo!I Udało mi się!
Awansowałam na wyższy stopień uzależnienia,
w którym palenie i spanie nie pomaga,
z którego rzeczywiście się w y c h o d z i (a to boli i naprawde nie jest łatwe).
Czesław mnie terroryzuje (są takie klimaty, które kłują zimnem).
Całymi dniamy płacze myslami, dusząc w środku łzy.
Po kryjomu wyrzyguję resztki niedopowiedzianych słów. Myję zęby i idę dalej.
Wypijam litry kawę z melisą, ale wywołuje to u mnie raczej nie ze przyjemne uczucia.
Zbyt skrajne, które rozstrajają i budza w środku nocy.
Kocham "nic", ale To, to raczej próżnia, która mnie pochłania i nie daje nic w zamian.
Wciąż choruję, nie mam forsy i jestem już dawno umówiona
Mantra.
I: tak!
Jest super! Wszystko okej, śmiejmy się, kurwa, do bólu, aż w końcu zdechniemy w tym cierpieniu.
Wiem, wiem: "jutro Ci przejdzie"...
Błagam, wrócmy jeszcze raz do Psychodeli...