Czuję niepokój. Odczuwam znaczne pogorszenie nastroju-mam nadzieję że to minie wraz z przyjściem ładnej pogody. Niby nic złego się nie dzieje a jednak czuję się źle. Brak mi energii i motywacji. Może to przez beznadziejne przedmioty, przez które muszę przejść w tym semestrze na studiach, może przez brak pieniędzy i brak odpowiedzi na moje marne cv a może przez strach przed przyszłym rokiem. Za bardzo wybiegam w przyszłość. Przejmuję się ślubem, który będzie za rok a już teraz każdy mnie o wszytko wypytuje i nawet gdy próbuję o tym nie myśleć, to po chiwli pojawia się kolejne problematyczne pytanie. Stresuje się pracą magisterską, bo nasluchalam się samych złych rzeczy o współpracy z moją promotorką i mając na uwadze, że pracę muszę napisać o depresji, zaczynam się zastanawiać czy sama znowu w nią nie popadnę. Za dużo analizuję.
Od 2 tygodni nie ćwiczę ale koniecznie muszę do tego wrócić bo dużo lepiej się wtedy czułam. Tu już nawet nie chodzi o wygląd ale byłam wtedy bardziej zmotywowana i pełna energii. Jem nieźle ale ostatnio zbyt często pozwalam sobie na produkty z nieidealnym składem i zastanawiam się czy to dobrze czy może to kolejna jedzeniowa obsesja. Chyba nie do końca pokonałam zaburzenia odżywiania. Kto normalny zastanawia się 15 minut stając nad regałem z pieczywem czy może kupić tą cholerną drożdżówkę, a potem za karę decyzję się na drogę powrotną do domu piechotą w ulewnym deszczu? Muszę odetchnąć chyba i przypomnieć sobie o tym co przerabialam na terapii. Przecież tyle z niej wyniosłam, tyle już udało mi się zmienić, absolutnie nie mogę sprawić aby teraz to wszytko zaprzepaścić.
Cieszy mnie jedno. Udało mi się pomóc kolejnej osobie, którą namówiłam aby dała sobie pomóc, namówiłam też jej matkę aby umożliwiła jej otrzymanie tej pomocy i powoli widzę, jak ta osoba zaczyna na nowo żyć. Takie sytuacje sprawiają, że widzę jeszcze w sobie sens.