Brak zdjęć...
Ale przyjebana pogoda...
Ponuro na zewnątrz jak i w środku mnie...
Nie ma to jak wyjść na dwór o 12 w nocy i wrócić po 3.
`Czasem coś kusi nas wciąż i musisz to wziąć,
choć miałeś rzucić to w kąt,
ale lubisz, lubisz to coś, coś...`
Co ja robię ze swoim życiem?
Brak celów, zainteresowań (nie biorąc pod uwagę tych złych), brak jakichkolwiek perspektyw na życie.
Ciągle jedno i to samo, takie kółko zataczam.
Miało być dobrze i co? NIC.
Może to z mojej winy? Może to ja się nie staram, nie chce mi się, nie widzę sensu.
Chciałabym mieć kogoś dla kogo mogłabym i chciałabym się starać, mieć tą jebaną MOTYWACJĘ do działania.
No cóż, chyba musi mnie coś naprawdę dojebać, żebym się ocknęła, bo sama z siebie chyba nie potrafię...
Co? Co ja gadam w ogóle, ja potrafię, potrafię bardzo dużo, po prostu mi się NIE CHCE!
Choć zdaję sobie z tego sprawę to nie umiem(?) się wziąć za siebie, w garść, wstać i powiedzieć TAK MELKA, DZIAŁAJ!
Może to przez brak wstarcia ze strony bliskich, a jeszcze gorsze dopierdalanie mi i wytykanie błędów odechciewa mi się starać? Potrafią dostrzegać tylko te złe strony, a gdy zrobię dobry uczynek po prostu tego nie widzą, bądź nie chcą widzieć.
Czasami sobie myślę czy nie lepiej by było, gdybym jednak siedziała tam, bez stresu, bez obowiązków, na totalnym WYJEBANIU na wszystko. Ciekawe jakby to się potoczyło dalej.
Depresja, psychiatryk? Oszalałam, chore wizje w mojej głowie.
Nienawidzę swojego marnego życia. Tak bardzo chciałabym wszystko zacząć od nowa, z czystą kartą, z chęcią do życia, tego dobrego życia.
TAK.
Ktoś mi powiedział, że jestem dla niego znakiem od Boga.