Mam dość poczucia winy, chce być sobą
Nie mam siły ciągle myśleć o innych
I wzroku jednej z planet gdzieś wysoko
Panie pozwól mi odzyskać wiarę w swoją wyjątkowość
Bo lecę jak liść, żywioł zna cel
Byle jak, byle gdzie, byle żyć jednym tchem
Lęk, ogarniający smutek
Brzemię szybkiego życia o nim zapomnieć w minutę
Noce z Belzebubem, dzień przynosi ulgę
Czuję rękę pana chociaż marny ze mnie uczeń
Noce są tak grube jakby to malował Rubens
Ale jesteś panem życia póki jeszcze kontrolujesz
Raz już mogłem umrzeć, nie czuję w tym przypadku
Jestem człowiekiem pióra, ekscentrykiem po szczeniaczku
A dziś chciałbyś to zignorować
Ale nie przekreślisz ludzi, którzy znają moje słowa