czekoladek- nigdy nie wiadomo, co Ci się trafi...
Ostatnio odnoszę wrażenie, że moje życie to opakowanie czekoladek bez żadnego, nawet zdawkowego opisu na odwrocie. Nie mam pojęcia co jem, a co śmiejszniejsze, czy na któryś ze składników nie jestem uczulona.
Jak mówi stare porzekadło: kto nie ryzykuje, w Rawiczu nie siedzi.
Zastanawiam się tylko... Dlaczego od jakiegoś czasu każdy mój ruch jest tak cholernie ryzykowny, mimo, że coś wewnątrz mnie krzyczy, że wystarczy?
Cierpię z nadmiaru nieprzewidywalności mojego życia; z powodu braku poczucia choćby minimalnej stabilizacji, na jakimkolwiek podłożu; poczucia bezpieczeństwa; z racji panicznego lęku i wielu, wielu innych... I chyba nic z tym nie robię, albo robię wszystko na odwrót.
Swoją drogą, jeśli to prawda, że cierpienie uszlachetnia, to moja krew od dawna jest błękitna. Z wielu, różnych powodów.
Pokrętna, damska logika.
Zaprowadzi mnie kiedyś w najciemniejsze otchłanie...
Chroniczny brak motywacji, mobilizacji, wręcz nie do zniesienia i nie do przezywciężenia...
Gdybym miała psychoterapeutę, po kolejnej sesji mógłby powiedzieć, że życie najwyraźniej nie musi być dla wszystkich... ^^