pozytyw... zniknął gdzieś daleko :/
co mam zrobić żeby wrócił? nakleić go na szybę corsy?
Ostatnie dni ? nie wiem jak je nazwać, nazywam je próbą mojej wytrzymałości.
Nie wiem kto mnie sprawdza, ale przestań, bo już nie daje rady ! czuję się jakbym leżała na ziemi i nie potrafiła się podnieść...
wszystko traci sens. i staram się jak mogę uśmiechać do słońca, do innych ludzi i siebie samej przede wszystkim. ale nie jest to proste.
nie jestem tą Justyną sprzed roku albo sprzed dwóch lat, nie jestem też tą Justyną sprzed czterech lat. gdy jechałam na Zlot Grunwaldzki szczęśliwa z granatową podkładką, przepełniona pasją.
wszystko ode mnie uciekło, po prostu powiedziało: starczy Ci już!
no i może racja.
potrzebuje przyjaciela! który odbierze mój telefon, powie wsiadaj do corsy i przyjeżdżaj, albo nie, ja zaraz u Ciebie będę, tylko nie uciekaj mi.
a jak chcesz uciec to tylko ze mną.
nie oczekuje miłości, bo jak już wcześniej pisałam wyleczyłam się z niej. i nie dziw się chłopaku, że nie okaże Ci uczuć, po prostu nie potrafie.
ktoś mnie ostatnio złamał psychicznie i zdałam sobie wtedy sprawe jak bardzo słaba jestem. jak mało mi potrzeba do smutku...
ktoś inny znowu wmawia mi że to lubię... no kurcze, jak można lubieć smutek?
go nie można lubieć, ale można się do niego przyzwyczaić. a on już tak ma jak się raz zadomowi to już go nie wymeldujemy.
dziękuję pewnemu mężczyźnie za to, że mogłam z nim chwile dzisiaj porozmawiać. nawet nie wiesz jakie dla mnie to ważne.
a innemu i tak podziękuję, że jest. choć dzisiaj go nie było.
jest 1 w nocy, a ja nie potrafie zasnąć ... niech mnie ktoś przytuli!
a to do pana pozytywa: