Mawiają, że ślub to najpiękniejszy dzień z życia każdego człowieka. I tak jest. I ja mogę dziś powiedzieć, że tak było. :)
Chociaż ostatni tydzień nie dał nam za wiele dobrego, to sobota była szczytem naszych najskrytszych marzeń. Od samego rana bieg, fryzjer, kosmetyczka, fotograf, kamerzysta, deszcz, mżawka, słońce, deszcz, chmury, uśmiechy, żarty, łzy, śpiewy i tak aż do 15.00 bo wtedy wszystko ucichło, serce się uspokoiło, ręce przestały udawać, że zamierzają dostać ataku padaczki na całego. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy i wszystko jasne - to będzie najwspanialszy dzień. :) Później szybko, błogosławieństwo, rzucanie cukierkami w kamerzystę i fotografa, jedna brama, druga, trzecia, czwarta, 4 kółka wokół ronda i jesteśmy tam, gdzie zaczyna się "nasze" życie. Stoimy przodem do ołtarza, czekamy, zaciskamy mocniej dłonie, uśmiechamy się, ksiądz daje znak, ruszamy, idziemy, wszyscy się do nas uśmiechają, łzy wzruszenia błyszczą w oczach a u mnie? Nic. Tylko nieopisane, niepowtórzone szczęście w sercu :) Ślubujemy, nie mogę patrzeć mu do końca w oczy, bo czuje jak zaczyna drżeć mi warga, moja kolej, mówię, bez zająknięcia. Ksiądz ściska nas mocniej za ręce i jesteśmy już jednym, mężem i żoną. Obrączki założone, nic nie upadło, pocałunek. ON JEST JUŻ TYLKO MÓJ! <3 Od tej chwili już tylko radość. Nic wiecej, kieliszki potłuczone, przez próg przeniesiona, pierwszy taniec złapał za serce wiekszą większość. Jest pięknie. :) A później już tylko zabawa, zabawa i miłość, uśmiechy, radość wszechobecna i czuję, że właśnie moje życie stało się spełnieniem marzeń i niczego więcej mi nie potrzeba. Jestem szczęśliwa, tak bardzo. <3 Życzę każdemu, żeby znalazł taką swoją miłość - reszta jest już prosta. :)
:*