Siedzę po obiedzie z rodzicami i Alką w pokoju, aż nagle słychać krzyk dzieciaków. Lecę do okna a ci zapłakani i ubrudzeni drą się "pali się, pali się". Jak się trochę uspokoili to dowiedzieliśmy się, że łąka za cmentarzem się hajcuje. Cóż, wskoczyłem w butki i pobiegłem za tatkiem i bratem.
Nim OSP przyjechała została tylko popalona trwa i uwalone dymem ubrania ;<
Tu z krzaczka, który ocalał, dymek jeszcze leci, choć nie widać tego :P
Potem ze śledztwa przeprowadzonego przez mamę dowiedzieliśmy się, że kolega maluchów chciał zrobić ognisko... na łące pełnej suchej trawy. Mądry chłopak, nie ma co;)
Zdjęcie miałem dać z widokiem całego "pogorzeliska" ale to ładne nawet.