I to się tak ciąąągnie jak ta droga do Kalwarii. Znaczy... ciągnie-nie ciągnie. Nic przecież nie ma. Głupia sytuacja, wmówienie mi czegoś co nie jest prawdą, a sama zaczęłam w to wierzyć. Nie chcę żeby tak było i to jeszcze na koniec roku. Teraz. Dziś już prawie beczałam. Co będzie jutro? Ten powód czy tamten... co za różnica. Jest mi zwyczajnie źle. Mam nadzieję, że TO niedługo minie jak inne "TO". Boże, Boże... proszę.
A komers? Jedyne co było fajnego w tym wszystkim to widok tańczącego Artka ;] Artka... No i oczywiście gratulacje dla niego za odwagę! Respect. ;)
Idę się chyba wyżalić poduszce.
"dziś ta nitka się urywa, coś się kończy, coś się zaczyna"
Natalka płacze.