Słuchając muzyki wzruszam się myślami i dochodzę do wniosku, że bardzo chciałabym opisać swoje uczucie, ale nie ma przecież odpowiedniego słowa na ten stan.
"Lubię" nawet z dwudziestoma dodanymi do niego "bardzo" to już za mało. Z drugiej strony "kocham" to dużo za dużo. Nie ma przecież słowa opisującego uczucie pośrodku tych dwóch. Jest uczucie pomiędzy ale nie ma słów, które mogłyby je nakreślić, umieścić w jakiś ramach.
Niby jest takie proste "uwielbiam". Trochę nawet pasuje. Nie mówi się go komuś, kogo się tylko lubi i nie trzeba kogoś kochać żeby uwielbiać. Tylko ono jest taki strasznie "nie o nas". Jest takie patetyczne, słodkie. A to co dzisiaj jest we mnie i gdzieś pomiędzy mną a nim jest każde tylko nie słodkie. I jest tego tak dużo. A przecież od zbyt dużej ilości słodyczy mdli.
A on? To nie ten typ. Po takich typach nie mdli.
Po takich jak on kobieta może się długo uśmiechać. Ja sama, przechylam np. w dość zabawny sposób, głowę na bok i zasłaniam twarz włosami, tylko po to by ukryć falę wzruszenia, która ogarnia mnie gdy dotyka mojego policzka.
Uśmiecham się do wspomnień. Bo z nim wszystko jest inne. Wszystko jest inaczej. Najzwyklejsze rzeczy są tym co stanowi dla mnie magię całego świata. Zasypiam z jego spojrzeniem i budzę się z jego uśmiechem, nawet jeśli wcale go przy mnie nie ma. Bo przecież wiem, że to ja jestem w jego myślach jako pierwsza i że myśląc o mnie zasypia. To pewnie trochę pewne siebie, trochę zarozumiałe. Tylko, że wiem to. Bo jestem w tym samym stanie.
Próbuję czasem, wymienić w myślach wszystko to co tak bardzo w nim lubię. Próbuję, właściwie bez konkretnego powodu, ot tak, dla samej siebie, żeby znów poczuć to ciepło i żeby uśmiech w moich oczach był taki szczery i ciepły.
Lubię tą ciszę, która jest między nami i która nigdy mnie nie męczy (mimo tego, że tak bardzo lubię mówić). Tą najpiękniejszą, kiedy jest już ciemno, gdy nie trzeba mówić naprawdę nic, by wiedzieć wszystko.
...nie lubię słowa piękno. Jest zbyt doniosłe, wielkie. Ale dzisiaj... tylko je widać w moich oczach.