ta pogoda, ciągły chłód i brak słońca wprawia mnie w brak nastroju...
szarość za oknem przynosi melancholię...
i to wszystko jakoś sprawia, że bierze mnie na wspomnienia...
podczas rozmowy z Agą tyle pięknych chwil sobie przypomniałam... tyle z nich chętnie bym powtórzyła...
Bo kobiety w życiu maja niewątpliwie gorzej i trudniej... Facetom jakoś wszystko przychodzi łatwiej....
Gdy pójdziemy gdzieś niedomalowane czy z odstającym kosmykiem, zaraz wszyscy się pytają czy jest w porządku, czy się wyspałyśmy a może coś złego się wydarzyło...nie! po postu może nie chciało nam się dzisiaj malować czy starannie zaczesywać włosów... A facet uczesze się czy nie i tak jest spoko...
Gdy przychodzimy ze źle dobranymi ciuchami, albo z torebką nie pod kolor butów to pewnie za późno wstałyśmy albo straciłyśmy gust... nie! może my po prostu chcemy wyglądać dziś kiczowato... Faectom nikt nie sprawdza czy adidasy, które zawsze noszą pasują czy nie...
A gdy mamy gorsze dni, które powtarzają nam się co miesiąc to faceci są biedni, że muszą wysłuchiwać naszego marudzenia i podawać chusteczki przy napadach płaczu... nie! to właśnie my najbardziej męczymy się z naszymi zmiennymi nastrojami... mamy dość naprzemiennego śmiania i płaczu bez powodu.. ale tak naprawdę to nie nasza wina... tylko tych cholernych hormonów... a my potrzebujemy tylko trochę więcej zainteresowania i czułości...
ale to feminicztycznie wyszło...