Tak więc jestem teraz żywy bez życia,
tęskny bez tęsknoty i błądzący bez błędu.
Okręt mój nie mając kompasu ani steru,
płynie w nieznaną dal.
Więc niech się wypełni miara mojej pustyni.
Porzucę ten świat,
którego intrygi nie są dość zabawne,
ani cierpienia dość małe, aby utrzymać swe łzy.
Zamknę się w pięknym
książęcym grobie moich przodków.
A może odkryje nowy świat swojej duszy,
którego przeczucie zjawia mi się
z nieodpartą siłą,
ową metafizyczną stroną duszy,
którą widzę we snach swoich
a zapominam na jawie...
Oto jest dzień jasny, słoneczny,
ale cóż to znaczy,
moja dusza ma swoje własne światło,
i swoje własne od słońca niezależne
ciemności...