Rozdział drugi
Wracam do domu. Słyszę zbiegającą po schodach babcię. Ma zmartwioną twarz. Ubrana jest w jasno różową sukienkę sięgającą za kolana i brązowy sweterek. Podbiega do mnie i mocno mnie przytula.
- Bałam się że coś ci się stało - mówi ze łzami w oczach i lekko załamanym głosem.
- Babciu nic mi nie jest. Po prostu trochę zagadałam się z Alex.
Martwi się o mnie. Widzę to w jej oczach. Czego wszyscy się o mnie martwią ?! To że straciłam rodziców nie znaczy że popadnę w jakąś paranoję !
- A jak tam w szkole ? - pyta.
Widzę że chce zmienić temat. tylko nie wiem dlaczego.
- Jak zwykle ... . - odpowiadam dość niechętnie.
Babcia patrzy na mnie, w końcu odzywa się.
- Zrobiłam naleśniki, wiem jak je lubisz.
Mówi to z takim uśmiechem na ustach. Przypomina mi mamę, uśmiechniętą śreniej postury kobietę. Tęsknie za nią. Nagle wybucham płaczem. Tak wielkim niekontrolowanym płaczem. Tęsnie za nią ! Babcia od razu bierze mnie w objęcia.
- Ciii ... . Będzie dobrze - szepcze mi do ucha.
Zaprowadza mnie do pokoju i mówi żebym się zdrzemnęła posłusznie to robię i zasypiam.
Mam piękny sen, wszyscy razem jedziemy do zoo. Ja, mama, tata i Megan, moja siostra, która na kolanach trzyma naszą starą kotkę Nancy. Głaszczę ją i co jakiś czas uśmiecha się do mnie i do mamy. Nagle tata skręca i wypadamy z drogi. Potem widzę tylko ulicę pełną krwi, nasz samochód zgnieciony wpół i ciemność ... . To takie realne ... .
Proszę, byłabym wdzięczna gdybyście pisali czy wam się podoba i czy to wgl ktoś czyta ... . Dzięki.