Nie bylo mnie, wiem, dość długo, ale nie wiedziałam o czym pisać, nie miałam ochoty na zdjęcia. Sytuacja jest taka; Shadow nie ma, Samba strasznie od tego czasu schudła choć dostaje praktycznie podwójną porcję, za dwa tygodnie szkoła, nie mam załatwionego jeszcze internatu i nie chce mi się nawet nad tym myśleć, ale chyba jednak musiałabym coś zacząć robić ;/ jeszcze ta przeklęta matura w tym roku... Poza tym nie jest źle, Samba powoli dochodzi do siebie staram się w miarę możliwości codziennie na niej jeździć, by wróciła jej kondycja, naszczęście mam najkochańszego konia na świecie, nie zamieniłabym jej nawet za najlepszego konia, bo to w sumie nie jest ważne jaki jest koń, to nie jest przedniot, ważne jest przywiązanie i zrozumienie się na wzajem. A ona rozumie mnie najlepiej na świecie, nie raz ryczałam w jej szyje, a ona patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i wiedziałyśmy, że nie musi nic mówić żeby mnie pocieszyć. Z natury jestem idealistką jak coś już robię to musi to być estetyczne, prawie idealne. Dlatego przez długi czas załamywało mnie to kiedy podczas jazdy mi coś nie wychodziło, czytałam książki, wiedziałam jak to ma wyglądać, ale nie wyglądało. Wiedziałam zrób półparadę, nie wypuszczaj zewnętrznej wodzy z ręki, aż poczujesz kiedy koński przód się podnosi i zaczyna opuszczać pysk, ty rozluźniasz rękę, wiedziałam to, ale łatwiej powiedziec niż zrobić. Teraz kiedy jakimś cudem nauczyłam się tego, czuję, że to jest coś co kocham tą jedność jeźdźca z koniem, kiedy koń poddaje się każdemu twojemu sygnałowi, jazda zamienia się w bajkę ;), a na Sambie teraz tek się czuję szczególnie w galopie, uwielbiam jej siłę i pęd, wtedy czuję się wolna i nie muszę myśleć o niczym.