Powoli się robi mikołajkowo na Długosza, nawet naczynia ze zlewu zniknęły :)
Rzadko się zdarzają takie środy w domku, kiedy bez pośpiechu można porobić notatki i przygotować na następny dzień.
Tak bardzo wyczekiwałam tych świąt, takim byłam dobrym duszkiem już od końcówki października byłam wierna całej tej optymistycznej atmosferze. A ona mnie tak wyruchała. Nie będzie w tym roku świąt w komplecie. A tak o to ładnie prosiłam.
Ewu musiała być niegrzeczna.
Za to rozczulam się nad faktem jak bardzo jest mi wygodnie.
Tyle we mnie miłości, że mogłabym wymalować całe miasto w grafitti jej imieniem.
Tyle chciałabym jej dać, choć wiem, że nie muszę bo ona pragnie tylko mnie.
Jest pięknie.
W piątek bawiłyśmy się z Anuśkiem na HappySad, absolutnie było genialnie.
Cieszę się że nie wylądowałam w żadnym Toruniu, tylko, że w końcu miałyśmy chwilę dla nas dwóch.
Bez ciężkich humorów, mzroźnych rozmów i wyrzutów.
Wylądowałam tam gdzie wylądowałam, i przynajmniej wiem, że tam nie pasuję.
Co niezmiernie poprawia mi humor : )
W piątek jadę w końcu do domu, niesamowicie się już cieszę, pomimo, że to tylko 3 dni i mam we w chuj nauki, to i tak mam banana na ryjku jak tylko pomyślę o tym całym domu wariatów z którym dzielę nazwisko.
Take care of the one you love,
Take care of the one you need.