Seks w czerwonych skarpetkach.
Ostatnio miałam bardzo dużo do powiedzenia, teraz nie wiem, gdzie te wszystkie słowa mi pouciekały.
To takie homosapiens, a właściwie polskie, jak się ma doła, wali się wszystko, a nie rozumie się nic to chcesz się dzielić tym ze światem, ilustrujesz każde ponure słowo na swojej twarzy dla zwiększenia autentyczności.
A dziś jest dzień radosny, i oczywiście wena gdzieś się zmyła.
Rozpoczął się nowy rok, a w sumie bardziej zakończył się stary. Który przyznać muszę do najgorszych nie należał.
Styczeń który zaczęłam dotykając zimną stopą do ciepłej nogi Ani, nastepnie planowany wyjazd do Anglii, aby oddać się już w całkowitym stresie nauce na egzaminy. Słowa które usłyszałam podkoniec stycznia do tej pory boleśnie dźwięczą mi w uszach. Był seks, drugs and rock and roll, ze znikomą ilością rock n rolla oraz liczbą stosunków seksualnych wynoszących 0. Tak właśnie rozpoczął się też luty- boleśnie i nietrzeźwo. Następnie 18 luty impreza który na pewno nigdy nie trafi to pięciu najlepszych zabaw w moim życiu.
MARZEC co to był za miesiąc, śnieg powoli topniał, ludzie przestawali być, aż tak bardzo marudni, oraz nadeszł wyniki egzaminów, które opijałam przez tydzień:) aha i zerwałam z moją obecną z miłością dla mojej starej miłości, tak na marginesie. Kwiecień wiosna na całego, powoli zaczynałam shopping addiction, nocne robienie prezentacji dla Sabrine, oraz dzienne spotkanie z Karrie, urodziny mojej mum, i jeszcze jakas jedna rocznica, ale to już nie pamiętam. Maj to matury, nie u mnie, nie moje, ale stresowałam się tak jakbym to ja miała zapiętą białą bluzkę tuż pod szyją. Ja miałam za to exams, courseworks, deadlines i relationship, którzy niekoniecznie szedł w parzę ze swoimi trzema poprzednikami. Czerwiec to codzienne spotkania z piękną Kerrie, która coś sobie przyżekła a ja miałam jej to udostępnić. To kolejne egzaminy, wiele picników, wiele śmiechów, alkoholu i marihuany. 2 któregoś miałam powiedzieć the end, było płakanie, i żegnanie, wielka ilość tego co zostawiałam a jeszcze większą jaką brałam ze sobą, na zawsze. Mój Króliczek odebrał mnie z lotniska, a potem przytulając mnie w swoim niebieskim pokoju ocierała łzy tęsknoty. Wakacje od lipca do września to w sumie jedno i to samo: prawo jazdy, praca w mamutowym sklepie, jedna ucieczka z domu,3 dni na jarocinie, mało marihuany, Anusiek, Witusiek i Małeckusiek, stres stres stres związany ze szkołą, stres stres stres związany z przyszłoscią długiego już związku. Jednak wszystko wyszło jednak na moje, dostałam się tam gdzie chciałam, mam śliczne mieszkanko, a 7 Październik przyniósł mi jeszcze małą sztywną kartę do portfela, dzięki której zapierdalam teraz 80 km/h na trasie mojej mamy corsaczem hłe hłe hłe, doszedł nam jeszcze jeden członek rodziny nazywany Baby, która ma tyle znaków szczególnych, że aż nei wiedzieliśmy co wpisać w książeczce zdrowia więc wpisaliśmy, że po prostu jest brak jakichkolwiek znaków pospolitych :) Listopada to nawet nie pamięta, ale zgaduje, że był. Grudzień <3 to święta cudowne, dużo spędzania czasu z moją podłą rodziną, Xfactor dzięki któremu teraz płaczę niekontrolowanie. Jest to również spotkanie 4 wariatek na Jana Długosza, które zaowocowało całkowitym niewyspaniem, oraz zapachem wilgotnej marihuany w całym mieszkaniu. Buziaczki słodziaczki dla Paulusi i Karolusi <3
Tak upłynął ten roczek który bądź co bądź był pozytywny, wszyscy żyjemy, uczymy się, mamy co jeść i się kochamy, czego chcieć więcej?
Miałam dzisiaj cudowną randkę pomimo, że zasłużyłam na karę.
Kocham Cię Anno Szulc i nigdy nie przestanę <3
W REPUBLICE się zasłuchuję się...