Jeszcze 6 lat temu nigdy nie pomyslałabym, że kiedykolwiek zacznę jeździć. Zaczęło się od Szczypsika, ponieważ to ona jako pierwsza wsiadła. Ja nie chciałam mieć z tym nic wspólnego. Do czasu. Pierwsza moja jazda- Stajnia Podklasztorze, Smirnoff, Krzysztof Marchwiński. I nagle coś się zmieniło. Już wiedziałam, że to jest to, co chcę robić. Zaczęłam regularne jazdy i pojechałam szukanego Hubertusa na Barbarze ;) Pierwszy upadek. Zapierałam się, że już nigdy nie wsiądę, bo się boję. Na szczęście wsiadłam i od tego czasu wszystko potoczyło się juz bardzo szybko. Pierwszy karnet, drugi później wakacje, obozy codzienna jazda, nowi instruktorzy. Brak jakichkolwiek ograniczeń z mojej strony. Najwięcej nauczyły mnie młode konie, na których mogłam jeździć. Wiedziałam, że liczy sie przede wszystkim cierpliwość i spokój. Później Alaska. Groźnie wyglądający upadek, szpital na szczęście okazało się, ze to nic takiego. I wtedy po raz kolejny poczułam strach przed końmi. Bardzo krótka przerwa i wsiadłam. Na Basię. Później Wenus. Kilka jazd i wszystko wróciło do normy. Zaczęla się praca z Maklerem, która też nie należała nikiedy do najłatwiejszych. Pierwsza gonitwa za lisem na Lubawie. I później pojawił się Kation. Mały, siwy niepozorny konik. Z początku chodził pod innym jeźdźcem, a później ja dostałam go w spadku ;) IRozpoczęliśmy prawdziwa prace i walke. Udało nam sie ją wygrac i zaczęliśmy skakać. Jednak niedługo po tym postanowiłam odejść ze stajni. W październiku pojechałam Hubertusa w Jeżowie. Teneryfa- srokata klacz, która nigdy nie była w terenie. Dowiedziałam sie o tym dopiero po gonitwie, ale nie było najgorzej. Rok później dostałam drugą szansę. Wróciłam na Podklasztorze w kwietniu. Usłyszałam tylko hasło zawody w wekkend majowy? Ok, jadę tylko na czym. Kation i Dolinka. Bardzo pracowity kwiecień. Jazdy, jazdy, jazdy. Na Kationie udało mi się przejachać parkur i to był nasz największy sukces. Dolinka- 3 miejsce. Radosc nie do opisania. Wakacje- kolejne zawody towarzyskie. Tym razem już w Jeżowie. I znów Kation. Bartek- Dolinka. Wierzyłam w Siwego bardzo. Pamietam jak dziś jazdę na rozprężalni. Nic nie dało się zrobić. "Najważniejsze, żeby udało się wam przejachać, nic innego się nie liczy." No i wyjeżdżamy. Wyłamanie, 2 zrzutki, przekroczenie normy czasu. Następnie upadek Bartka. I mój drugi przejazd, Stwierdziłam, że muszę dać z siebie wszystko. Opłacało się- zajęliśmy 1 miejsce. Kilka miesięcy później już na dobre odeszłam ze stajni. Liceum, matura. I wakacje 2010. Stajnia Senny Nowęcin. Codzienne jazdy. Jaga, Baccara, Mamaj, Jagrafia. 1.5 miesiąca minęlo w oka mgnieniu. Tylko jeden upadek w tym czasie.Nigdy chyba nie uda mi się uciec całkowicie od koni. Jeżdzę teraz od czasu do czasu i czekam na kolejne wakacje. Stajnia Senny once again. Jeździectwo nauczyło mnie bardzo wiele. Przede wszystkim odpowiedzialności i cierpliwości. Dzięki temu, że mogłam pracować z trudniejszymi końmi uświadomiłam sobie, że nawet z konia, w którego nie wierzy nikt można coś zrobić. Nigdy nie ciągnęło mnie jakoś szczególnie do sportu. Wolę jeździć dla własnej przyjemności. Dziękuję wszytkim ludziom, którzy zarazili mnie tą pasją i nie pozwolili przestać, chociaż czasem bywało ciężko.