Zazieleniły się drzewa. Słońce z każdym kolejnym południem jest coraz wyżej. Słupek rtęci na termometrze rośnie z każdym dniem. Dzieci popadają w jeszcze większą beztroskę niż kiedykolwiek, ponoć miłość rozsiewa się wszędzie.
A ja zatrzymałam się gdzieś na etapie suchych, szarych zimowych gałęzi. Na etapie słońca schowanego pod całunem szarych chmur. Na etapie temperatury bliskiej zera. W moim sercu wciąż jest jeszcze zima. Zima, która narasta z każdym dniem. Jednym słowem jest zupełnie nie tak jak powinno.
Zamiast radości, którą zazwyczaj niosła ta pora roku ja zaznaje aktualnie znudzenia, rozczarowania, kompletnego opadania z sił, popadam ze skrajności w skrajność, momentami zwyczajnie czuje się w tym życiu samotna, pomimo wszystkich ludzi, którzy mnie otaczają. Zieleń oczu straciła swój blask, na policzkach nie widać różu, a uśmiech to zjawisko tak rzadkie jak niebieska róża. Nie do tego dążę...
Każdy ma gorsze dni. I pewnie nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie fakt że ,cholera, za oknem mamy wiosnę. Wiosnę w pełnym tego słowa znaczeniu. Niby...