caly czas uciekam. uciekam w rzeczywistosc, ktora tak nie naprawde nie istnieje. do glupich filmow czy seriali. uciekam do sklepow, by tylko sie po nich pokrecic, zeby nie siedziec w mieszkaniu. uciekam myslalmi do chwili, w ktorej przejde przez prog z uczuciem ze wkoncu jestem w domu. uciekam przez ciagle przesiadywanie na skajpaju, choc tak naprawde widze sie z nimi caky czas, i nie mam nic nowego do powiedzenia sobie nawzajem, jednak dalej siedzimy. uciekam, nie wychodzac z domu tylko siedzac przed tym gluipmi laptopem, nie chcac nie mierzyc z tym ze nie ma na zewnatrz nikogo, kogo interesowaloby to czy wgl istnieje. uciekam, bo wiem, ze to przejsciowe. ze tylko dwa tygodnie. pozniej bedzie tak jak do tej pory. caly czas ruch, dzieci wydzierajce sie na siebie, ciocia z wujkiem przegadujacy sie nawzajem. ale co jesli kiedys bedzie tak na zawsze? tylko puste mieszkanie, ktore czeka bys posprzatac chaos ktory tworzy sie samoistnie, choc tak naprawde majac swiadomosc ze nie masz po co sprzatac. bo nikt nie zapuka do Twoich drzwi z pytaniem: 'czesc, jak sie dziasiaj miewasz' ?