At times, the dark's fading slowly
But it never sustains
Would someone watch over me
In my time of need.
Summer is miles and miles away
And no one would ask me to stay...
Pierwotnie typem muzycznym na dziś był po raz kolejny (czyli again, again and again) utwór kolektywu Archive (do którego wracam tym chętniej, że oni także do nas co jakiś czas wracają) - Again*. Nie chcę się jednak powtarzać, więc dziś zagościła tu grupa Opeth z utworem In My Time Of Need. Nie jestem zwolenniczką gatunku muzycznego, który na co dzień popełniają ci panowie - ale akurat ta piosenka urzekła mnie swoją emocjonalnością, poza tym działa na mnie niezwykle kojąco.
Ostatnio żyję w koszmarnym pędzie i nawet moja playlista nie jest w stanie teraz za mną nadążyć. Utwory na niej zmieniają się w błyskawicznym tempie, nad czym ubolewam, bo jestem pewna, że przez to przegapiłam przynajmniej kilka rewelacyjnych kawałków.
Na szczęście w tym biegu zdążyłam dostrzec, że sezon ogórkowy w sferze wydarzeń muzycznych w kraju nad Wisłą się już szczęśliwie zakończył i zalewa mnie fala euforii na myśl, że tego lata usłyszę niemal wszystkich moich ulubieńców. Moje typy to (chronologicznie): Faithless i Delphic na Selector Festival (4-5 czerwca w Krakowie); Archive, Archive i - mam nadzieję, że się nie powtarzam - Archive na Heineken Opener Festival (1-4 lipca) - na HOF warto się wybrać również ze względu na takie perełki jak: Pearl Jam, Tricky, Tinariwen, Ellie Goulding, Massive Attack, Pavement, Grace Jones, Mando Diao, Empire Of The Sun, Kasabian, Hot Chip, Skunk Anansie, Regina Spektor, Kings Of Convenience. Zaraz potem w kolejce ustawia się Muse na Coke Live Music Festival (20-21 sierpnia, również w Krakowie). Co do tego ostatniego festiwalu - mam pewne oczekiwania, jako że tego lata spełniają się moje muzyczne marzenia, ale nie powiem o ich nic więcej, bo zapeszę. I na zakończenie cudownych wakacji przeniesiony koncert Gazpacho (24. września, też w Krakowie).
Czego można chcieć więcej od życia? Jeżeli na tej liście znajdzie się jeszcze jeden, jedyny, ostatni, wyczekiwany przeze mnie wykonawca, to będę mogła zdecydowanie powiedzieć, że umrę spełniona.
* mój muzyczny No.1, szczycę się tym, że byłam w ostatnim czasie na wszystkich koncertach tej grupy w Polsce i kilku zagranicznych również, samozwańczo mianowałam się nawet ich największą fanką, co dało mi prawo do przytulania się do Pollarda, piszczenia na widok Davea i prowadzenia średnio inteligentnej rozmowy z Dariusem. Ach!