" Zapytany o miłość, zacytujesz sonet, ale nie wiesz jak to jest być jej aniołem. Kochać ją, być dla niej zawsze, w każdej chwili, gdy umiera na raka. Nie wiesz jak to jest spędzić dwa miesiące przy szpitalnym łóżku, trzymając ją za rękę, gdy lekarze widzą w Twoim spojrzeniu, że Ciebie godziny odwiedzin nie dotyczą. Nic nie wiesz o prawdziwej stracie, bo to się zdarza tylko wtedy, kiedy kochasz kogoś bardziej niż samego siebie. Wątpię, że pozwoliłeś sobie kiedyś kogoś tak kochać."
Chciałam opisać w tym poście swoje uczucia i emocje, które się we mnie obudziły, kiedy usłyszałam ten tekst. Jednakże nie jestem w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa ponad to, co zostało tu zawarte. Mogę jedynie powiedzieć, że ten teskt otworzył mi oczy, na miłość. Cóż... Faktycznie nigdy nie pozwoliłam sobie kochać kogoś tak bardzo, że aż bardziej od siebie samej. Może mi się tak wydawało, przez poświęcenia, na które się zdobywałam, ale nigdy nie była to tak bezwarunkowa i prawdziwa miłość. Zadaję sobie jednak pytanie ilu z nas jest w stanie poświęcić siebie i swoje ego w imię miłości do drugiego człowieka? Jak bardzo pogodzony z sobą i szczęśliwy musi być człowiek, który potrafi tak mocno kochać?
Chciałabym życzyć sobie i wszystkim tym, którzy przeczytali ten post, aby pewnego pięknego dnia ich oczy i serca otworzyły się na tak czyste uczucie, nieskażone ego i uwarunkowaniami i aby dawało tyle szczęścia, aby można się nim było dzielić nie tylko z tą ukochaną osobą, ale także ze wszystkimi innymi dookoła.