Nie będę znowu wszystkiego usuwać, jak to było pierdyliard razy. Lubię wracać i chyba każdy ma takie poczucie, że czasem i warto. Wrócić do domu po podróży. Wrócić do ciepłej kołrdy po zachodzie słońca. Wracam do odkrywania szczątków tego, co mi się tu i ówdzie spodobało. Od fotobloga zaczęło się moje rysowanie na większa skalę. To wracam sobie do starego konta, jak do ulubionej książki.
Z perspektywy czasu już mnie to wszystko śmieszy. Kilogramy wojny na patyku, hektolitry łez. Jeden wielki kwas.
Teraz mogę przyznać, że świat jest większy niż kółko graniaste, czterokanciaste. Zanim wszyscy bęc, ja się ulotniłam. Albo ktoś mnie ulotnił, nieważne.
Usilnie wierzę, że są na świecie ludzie, którzy zrozumieją. Prztulą się do moich słów i będzie im z tym jakoś lepiej.
Ostatnie zdjęcie, jakie się tutaj pojawiło przedstawia mój pierwszy w życiu obraz, jaki namalowałam. Dzisiaj sprzedaję zamalowane płótna na drugim końcu Polski i w restauracji niedaleko mojego miasta. Maluję, aby coś powiedzieć, nurtujący temat poruszyć. Przestało to być dla mnie kopiowaniem czegoś pięknego. Twarzy, postaci, krajobrazu. Teraz wydaje mi się stratą czasu kopiowanie rzeczywistości takiej, jaką widzimy na co dzień.