Nie wiem czemu wstawiam zdjęcie, na którym moja morda jest tak blisko. Nie powinnam. Przepraszam.
Zastanawiałam się ostatnio nad sobą. I nad tym jak perfekcyjnie potrafię sobie spierdolić życie. Jedno słowo za dużo... To wystarczy, aby coś popsuć. To wystaczy, aby zniszczyć coś na czym nam na prawdę zależało. Przez to mamy ochotę zniknąć. Na kilka dni, tygodni, miesięcy.. A nawet już na zawsze. To takie chore i głupie. Chcemy uciec od problemów. Ale przecież w ten sposób one nie znikną. Wręcz przeciwnie. One rosną w siłę, a gdy powracamy, by się z nimi uporać, nie dajemy rady. I co wtedy? Jedyna nasza myśl to jest śmierć. Każdy myśli o śmierci. Niektórzy się jej boją, a niektórzy chcą się do niej zbliżyć. Zadziwiające, jak niektórzy potrafią być silni i przezwyciężyć wszystko z uśmiechem na twarzy. A inni? Są tak słabi, że nie radzą sobie nawet z błahymi problemami. I znów myślą o śmierci. Po raz setny. Sama nie wiem, jak nazwać ludzi, którzy chcą się zabić. Czy są tchórzami, którzy chcą uciec od życia, czy może mają odwagę stanąć po stronie śmierci? Nie wiem, być może te dwie sugestie w jakiś sposób się łączą. Tylko w jaki?
PYTAJCIE: