Cóż za psychiczna morda. I zdjęcie też. Miało być więcej na wakacje, ale nie wyszło. Niestety. Jakoś brak ochoty i czasu na cokolwiek.
Pierwszy miesiąc wakacji był 'w dechę'. Choć przyczepić się można. Teraz początek sierpnia ujdzie. Wielkim plusem były spacery. No i mój genialny sen, tak realistyczny, że głupia chodziłam zadowolona przez cały dzień..
Nie będę tu dużo pisała o tym co robię. Bo w sumie tylko leżę jak na razie. Głowa mnie boli. Dziś jeszcze świata nie widziałam. I ogólnie to jestem zła, że te wszystkie spotkania tak słabo się organizują. Ale, chociaż w pocie czoła, czasem dochodzą do skutku.
Powiedzcie mi jaki sens jest w odwiedzaniu ludzi których się nie chce widzieć? Jedziesz np. z rodzicami do znajomych, rodziny czy kogo tam, chociaż nie chcesz. A te fałszywe mordy cieszą się do Ciebie, tak na prawdę czekając aż tylko pojedziesz. To czuć, a czasem nawet widać. To samo w sumie działa w drugą stronę. Po stu latach odwiedza Cię pseudoprzyjaciółka. Musisz się nią zajmować, udawać że jej towarzystwo w stu procentach Tobie odpowiada. Jeśli tylko zrobisz coś w kierunku zhejtowania jej - zaraz opiernicz od rodziców "jak to się można tak zachowywać". Zawsze jest drętwo. Siedzę, gapię się. Najchętniej nic bym nie mówiła i poszła. Nie widzę w tym sensu, aby podtrzymywać takie znajomości. Osoby odwiedzane i odwiedzające powinny mieć w sobie coś w rodzaju swobody i bezinteresowności. "Przyjechałem/am do Ciebie , bo dawno Cię nie widziałem/am, brakuje mi Twojej mordy " a nie , "Przyjechałem/am do ciebie, żeby powiedzieć ci jak zajebistą mam pracę i dom. A no tak, zapomniałem/am ci wspomnieć o moim zajebistym samochodzie. A wiesz do jak zajebistej szkoły mnie przyjęli?! "
Wyjeżdżając mówią " wpadnijcie do nas" , a potem myślą " może nie słyszeli tej propozycji".