Tytuł wyjaśnia gdzie to. Też tak chcę. Słabo widać, ale co tam - jak się nie ma co dodawać , to się dodaje pierdoły.
Dziś z rana o dwunastej, po przebudzeniu (heh) wyruszyłam do babci. Wczoraj jej obiecałam , ale nie mogłam bo kleiłam żuka. Potem miałam wyżuty sumienia , więc jak tylko ogarnęłam łóżko to wyszłam do niej. Później byłam na poczcie odebrać swoją długo oczekiwaną książkę. Czytałam, myślałam i chyba już wiem. Później mało istotne jak wykorzystałam czas.
Około dziewiętnastej postanowiłam iść na rolki. Chmurki się zbierały, ale co tam. Dojechałam rowerem niedaleko portu, 'zaparkowałam' , przyodziałam kółka i ruszyłam. Oczywiście zaczęło padać, ale myślę sobie - a tam, takie kropienie. W połowie drogi byłam już mokra. Po dojechaniu na koniec promenady , ledwo wlazłam na rolkach po tych schodkach. Ale było genialnie ! Wiatr, deszcz i moja apokalipsa ! Wspaniałe uczucie, jak smaga wodą po twarzy, a ta skupia się w coś na wzór strumieni. Jezioro wzburzone falami. Takie wyzwolenie. Stoisz i dochodzisz do wniosku , że jedyne czego pragniesz, to żeby mocniej lało, wiało, i aby twoje słuchawki wyciągnęły z siebie sto trzydzieści decybeli ! Nikogo nie było. Kur.. czekam na następne chmury i ruszam ponownie.
Smęcąc jeszcze na koniec. Mam dość zdań typu 'będziemy się spotykać' , bo to zawsze gówno prawda. Opiłam się herbaty i jest mi niedobrze.
chciała bym porozmawiać, ale nie umiem się odezwać.