-Bruno, ja...
-Tak, wiem- przerwał mi.- Jesteś z Jacobem i jesteście szczęśliwi. Możesz mi wierzyć, albo nie. Dowiedziałem się o narodzinach Luny miesiąc po wszystkim, wsiadłem w samochód i pojechałem do ciebie. Otworzyła mi twoja matka. Co usłyszałem? Że poleciałaś do stanów i mieszkasz w Kalifornii. Jak miałem was znaleźć? Jak? Zachodziłem w głowę. Odnalazłem Sidney. Mieszka teraz pod Londynem. Wiedziałem, że na pewno macie kontakt. Nie myliłem się. Miała zdjęcia Małej. Błagałem ją, żeby mi pomogła, ale nie chciała. Nachodziłem ją tak długo, aż podała mi twój dokładny adres. Stella, dziękowałem jej na kolanach!
-Bruno...
-Pozwól mi skończyć. Byłem dzieciakiem, wiem. Nie chciałem ciebie i dziecka, bałem się odpowiedzialności, ale zmieniłem się. Oddam wszystko żebyś pozwoliła mi zbliżyć się do Luny. Ty? Nie, nie jesteś mi obojętna, ale nie chcę ci niszczyć życia, Stello. Kochasz Jacoba, więc bądź z nim, ale nie odbieraj mi dziecka, błagam.
-Nie zabronię ci spotykać się z Luną- powiedziałam cicho.
-To najpiękniejsze co mogłem od ciebie usłyszeć.
Podszedł blisko i po prostu mnie objął. Wtuliłam się w niego z całej siły, czułam, że jestem mu potrzebna.
-Mam nadzieję, że on dobrze cię traktuje, że nie popełnia moich błędów.
Otarłam z policzka pierwszą łzę, potem drugą, a zaraz kolejną.
-Pójdę już, przepraszam.
Wyszedł szybko, a ja zostałam na środku pokoju zalana łzami.
Co Was tak mało, ludziska? ;<