Wbrew pozorom to krymskie zdjęcie. Nie mam innych, aparaty mnie odpychają, a szkoda...
Chciałabym wyjechać, daleko, z 16nasto godzinnym lotem. Na 2-3 tygodnie. Bez zmywania patelni, bez autobusu linii 69, bez biochemii, pracownii, masażu, pociągów, studenckiego do Gniezna, ładowania telefonu, myślenia. Mam po prostu cholernie dośc tego wszystkiego co jest dzisiaj, jutro, było wczoraj. Nie wolno mi się zakopać i spać, cały dzień spać. W końcu wiosna przyszła- nie czas na spanie. Nie jest mi lekko, nigdy nie było. Nigdy nie będzie. Bez powodu. Bez kłopotów, ze zdrowiem, z pieniędzmi, ze szkołą, ze znajomymi, przyjaciółmi, chłopakiem (nienawidzę tej formy), rodziną i kotem. Jakoś tak nie mieści mi się już to wszystko co jest co dnia, ciągle to samo, w głowie. Wychodzi mi już uszami i nosem. Wychodzi mi palcami w postaci słów, ustami w postaci też słów. Wychodzi mi oczami, woreczkami łzowymi. Starość mi wychodzi. Umysłu starość.
Brakuje mi pisania. teraz. już. natychmiast.
Mam za to dobry krem do rąk.