Jak coś sobie obiecuję to robię wszystko, żeby daną obietnicę spełnić. I po trzech latach czynniki ode mnie niezależne (przeszkody spod nóg) się osunęły a ja spokojnie mogę biec na szczyt bez skoków przez płotki.
Połowa drogi za mną a pełnia szczęścia coraz bardziej namacalna.
Poza tymi bredniami to powoli nie daję rady, a przecież dopiero co weszłam na wysokie obroty. Chwili na odpoczynek totalny brak. Jak nie szkoła to praca. Jak nie praca to szkoła. Jak ani jedno ani drugie to nauka lub poboczne obowiązki. Przedmioty na ten semestr przygniotły mnie do ziemi i nie pozwalają wstać. Jak przebrnę przez zimową sesję to uwierzę, że stać mnie na wszystko. Na tą chwilę tematyka zajęć przekracza moje umysłowe możliwości. Do teraz zadaję sobie pytanie, co ja tam robię?
No i na koniec.
https://www.youtube.com/watch?v=6km-dDFjnTk