nadal nie akceptuje swoich nóg, ale resztę ciała całkiem. powoli, ale jednak.
chodzi bardziej o to, że w końcu, po tylu latach choroby, dzięki temu, że czas mija, ja dorastam, a mój chłopak pokazuje mi świat na nowo, ten całkiem normalny, czuję się coraz zdrowsza.
już nie ciągnie mnie do wychodzonej sylwetki, ale szczupłej, nawet maks, ale WYSPORTOWANEJ i JĘDRNEJ.
nie będę pisać morałów, bo na swoim przykładzie wiem, że jeżeli do kogoś to dotrze, to tylko na dzien, może dwa.
cieszcie się życiem, a przy okazji gubcie cm i kg :)
jak osiągnę swoję wymarzoną wagę, to napisze, bo nie chcę schudnąć "na lato" tylko dla siebie. nie zmiennie czy jest wiosna, jesień, zima, noc, deszcz czy jestem w Polsce czy w USA
trzymajcie się zdowo :)