Napisałam długą notkę ale się spierdoliło, jak zawsze.
Metabolizm podkręcam jest ok od jutra ćwiczenia.
Nie wiem co mam czuć i myśleć, nikt nie nauczył mnie życ. Nie potrafię rozeznać co jest dobre a co nie. Oczywiście nie mówię o jasnych i klarownych sytuacjach. Nie wiem co powinnam robić. Bardzo boję się podjęcia jakiekolwiek decyzji z X. Cokolwiek bym zrobiła będzie ciężko. Gubię się w byciu sobą, to smutne. Chce mi się płakać i przytulać najelpiej do X. Pomógłby mi jebany nałóg, papieros przyniósłby mi ukojenie, pozorne ale zawsze. Potrzebuję z kimś pogadać najlepiej z kimś bliski jest jedna taka moja Y. ale nie ma prawdopodbnie dla mnie czasu, chwili spokoju chciałabym się położyć i porozmyślać posłuchać jakiegoś albumu najelpiej Sokoła i Marysi. Pobyć sama ewentualnie z psem. Bez świadomości, że mam za ścianą rodziców czy kogokolwiek. Ale nie, bo szkoła i milion innych rzeczy. Zresztą rodzice jakby zauważli, że nic nie robię to serduszko by im się wykrwawiło.
Na ścianie wisi zegar, stanął Bóg wie kiedy
Bóg niekiedy śni mi się i mówi Musisz przeżyć
Budzę się wkurwiony, nie mam sił, a muszę wierzyć, że
Nonsens, w którym żyję ma cel, ma mnie zmienić, zmieni
A może to z braku hajsu?
B może to z braku sensu?
C może to wynik lęku, przyzwyczajeń i kompleksów?
Można wymieniać dalej, przyczyn jest alfabet
Ale skutek jest ten sam, dawno przeorałeś banię
Jak jesteś pierdolnięty tu nie dają za to renty
Jak raz się wpieprzysz w gówno, jesteś nim przesiąknięty
Łańcuchy konsekwencji ciągniesz u nóg do śmierci
I różnisz się od reszty, więc jesteś aspołeczny
Wchodzę na wzgórze unieść lekko ciężką głowę