Brak słów, żeby wyrazić, co się dzieje.
Odczuwam przeogromną potrzebę izolacji.
Nie wiem, czy to moja wina, czy ludzkości. Zapewne wina leży po obu stronach...
Chyba przestałam sobie radzić z wszystkim, co się dzieje...
Testy, konkursy, szkoła, kartkówki, oceny, Ideały... I krzyki... Krzyki, które tak strasznie mocno na mnie wpływają.
WSZYSTKO, wprowadza mnie w stan jakieś psychozy...
To straszne, co się ze mną stało od listopada. Sama widzę, że to nie to samo. Nawet jeśli przez chwilę jest dobrze, za jakiś czas coś się stanie. Coś, co mnie dobije dwa razy bardziej niż wcześniej.
Tak bardzo boję się, że stracę wszystko, co mam, co mi zostało.
Najgorzej jest stracić ludzi, którzy byli przy Tobie...
Nieważne, co ich zmieniło, ani kiedy. Najważniejsze, że nie ma ich teraz...
Boję się zaufać. Nawet mój cień wygląda, jakby czaił się, aż tylko podwinie mi się noga. Nie poleci ze mną. Stanie i będzie ze mnie drwił i się naśmiewał...
Najbardziej boli, gdy przyjaciele, sympatia, rodzina i osoby ingerujące w Twoje życie odwracają się do Ciebie. Mają Cię w dupie. Mają w dupie Twoje problemy i sukcesy. Widzą tylko Twoje niedoskonałości i słabości...
Nie mogę, po prostu nie mogę... :C
CZEKAM...