Chyba się starzeję. Coraz bardziej zaczyna przeszkadzać mi słońce, zbyt wcześnie i ekspresowo znikające za horyzontem i zima. Zima, zima, zima. Wszędzie śnieg, wszędzie biało, lód, lód, lód. A fuj. Rozumiem, bałwany, sople lodu, śnieg za koszulką, bitwy na śnieżki, no ale bez przesady. Za szybko się nudzę, żeby tak ten śnieg był i był i był i nie znikał. Denerwujące. Przygnębia mnie to. Nie lubię ubierać się na cebulkę przed wyjściem (choć jest to mimo wszystko bardzo uboga cebulka), nie przepadam za noszeniem kozaków, denerwują mnie czapki!, marznie mi nos i różowieją policzki. Niefajnie. Żeby chociaż była to zima pt. -1, mnóstwo puchatego, miękkiego śniegu i ogromne, spadające z niebieskiego nieba płatki, to tak, piszę się na to. Bajkowa zima, to jest to! Wtedy nawet Buka mogłaby wpaść. Tak czekam już na tą wiosnę i czekam... na (który raz już to piszę?...) ten charakterystyczny zapach wieczornego powietrza. Na maj, na moje urodziny, na AC/DC. Na Primaverę Open, na Londyn, na wakacje. Osz kurczę, dalekosiężnie. Czasami cza. Przy życiu utrzymuje mnie jakoś nastoletnia wizja niedługiego snowboardowego szaleństwa.
Choć nie powiem, że nie jest przyjemnie wejść do ciepłego domu pachnącego świeżo rozpalonym kominkiem, ogrzać się natychmiastowo. Strząsnąć pogodę z włosów, rozcebulkować się i popędzić pod gorący, naprawdę gorący prysznic. Przesiedzieć tam 1,5 h, owinąć się w miły kocyk i jakoś sensownie spożytkować czas aftershower. To lubię.
Odnośnie zimowej pogody - od pewnego czasu narasta we mnie fascynacja Boschem, fantastycznie wpasowuje się w mój nastrój i fluidy. Podoba mi się forma.
Teraz to już tylko czekam
i chyba jakoś sobie układam
pamięć
'And could you stand the torture, and could you stand the pain, could you put your faith in Jesus, when you're burning in the flame?'
The Rolling Stones - Saint of me
Budka Suflera - Ratujmy, co się da