Tak świętowaliśmy obronę oraz spóźnione walentynki, chociaż... Czy na wiem, czy spóźnione? ;-) Nasze walentynki mamy codziennie.
Lubię z Tobą rozmawiać o remoncie, kolorach do naszego pokoju, dodatkach, motywach przewodnich... Powoli będziemy spełniać nasze marzenia. A nasza sobotnia randka sprawiła, że chciało nam się tylko mówić i mówić... Jestem nami zachwycona, a jednocześnie boję się, co przyniesie jutro. Jednak teraz głowę mam czystą, obronę za sobą, mogę zająć się wszystkim, co sobie planuję.
Jestem naprawdę szczęśliwa.
I mimo, że poniedziałki znów zrobiły się inne, a budzik dzwoni nie o 7:39, a o 5:00, to jestem szczęśliwa i mogłabym to powtarzać co pięć minut. I mimo tego, że to Ty wstajesz, ubierasz się do pracy i całujesz mnie na do widzenia, a nie ja Ciebie, i wychodzisz o 5:46, to... jestem szczęśliwa. Mimo, że wstaję później, to i tak nie mogę zasnąć, gdy nie ma Ciebie już w domu. Wstaję, witam się ze Spajkiem. Łykam nieco łzy, bo jestem nieprzyzwyczajona do tego trzaśnięcia drzwiami przed godziną szóstą. Ale później sama się zbieram, włączam telewizor, by zagłuszyć ciszę. Maluję się, zazwyczaj w pośpiechu, bo zawsze wolę się z Tobą doprzytulać w łóżku, ale teraz mam czas. Jest dopiero po siódmej. Już jasno. A ja ubrana i prawie pomalowana. Przed wyjściem jeszcze trochę sprzątam. Piszesz mi przed ósmą, że już jesz pączka i pijesz kawę. Dziwisz się, że już jestem na nogach. Zamykam za sobą drzwi, domykam drugie, pomiędzy wkładam kartkę z wyznaniem miłości i serduszkiem. Chcę, by zrobiło Ci się miło, jak wrócisz z pracy do domu. Wsiadam, odpalam auto. Zaczynam poniedziałek.
"Kobiety, o ile nie kochają,
mają wszystkie zimną krew starego adwokata". ~ Honore De Balzac