Możemy sobie wmawiać wiele rzeczy. Możemy tłumić w sobie wszystko, ale i tak zawsze przychodzi pewien moment, w którym wszystko się rozsypuję. Całe nasze nastawienie, całe nasze uczucia wylewają się i dają o sobie znać. Obecnie jestem na etapie wyczekiwania tego ów momentu i jakoś jest mi on obojętny. U mnie wszystko zawsze zatacza pewien krąg, który jest niezmienny od paru lat. Jest okres, w którym jest dobrze. Moje nastawienie do otoczenia jest wzorowe. Trwa to do momentu, kiedy nie stanie się coś.. albo, kiedy ktoś nie stanie na mojej drodze i nie rozwali tego wszystkiego, co udało mi się osiągnąć. Wtedy następuję stan obecny. Za każdym razem jest on coraz cięższy do zwalczenia. Teraz jest jego apogeum i czuję się totalnie bezsilny. To na tyle z wieczornego wylewania myśli w pustkę. Dziękuję jeśli przeczytałeś/aś. Życzę spokojnej i dobrej nocy.